Powrót                                               

 

 

 

Nadia Mohia

Ishi, człowiek dwóch światów:

szczęście i nieszczęście „dobrego dzikusa”

 

Ishi, człowiek dwóch światów jest książką, którą nosi się w sobie, jedną z tych, które obnażają podziemne braki myśli olśniewającej ścisłością i racjonalnością. Jakaż szczególna lekcja wypływa z tej książki bezlitośnie demaskującej logikę i pozorną niewinność rozumowania przenikającego nowoczesną cywilizację.

Ishi pokazuje życie, życie symboliczne od początku do końca, przejmujący skrót tego, czym było istnienie i śmierć ludu Yahi. W nowoczesnej cywilizacji bowiem nie ma miejsca dla „człowieka dzikiego”, może tylko w rezerwacie, albo w więzieniu.

Niemniej „dziki” interesuje, bardzo nas interesuje. Ishi w szczególności wzbudza zainteresowanie dwóch antropologów, którzy pozwalają mu zamieszkać w muzeum. Tam właśnie umrze; nic lepiej nie dopełnia obrazu dzikiej eksterminacji ludu jak to naukowe pochowanie jego kultury w muzeum. I żeby dopiąć skandalu, zabiera się czaszkę Ishi, okrada się go po śmierci. Wszystko to, oczywiście, w najlepszej intencji, dla chwały białej cywilizacji, która wymyśliła wszystko, nawet muzea, owe nekropolie kultur. Gdyż jest coś niezdrowego w gablotach, gdzie wystawione są wysuszone szczątki, nad którymi unosi się zapach śmierci. Czyż Ishi, „ostatni dziki Indianin Ameryki Północnej”, mógł skończyć inaczej niż w jednej z tych „świątyń”, gdzie podmioty stają się przedmiotami dla przyjemności podglądaczy? To co dla nas, odległych świadków dramatu Ishi, jest nie do zniesienia, to świadomość, że przeżył swoich bliskich i znalazł się w muzeum, jak relikwia...

Czyż cywilizacja zachodnia potrzebuje tak bardzo udowodnić sobie, że zatriumfowała nad „dzikością” ? Wszędzie, gdzie wydawało jej się, że ją napotyka, „cywilizowała” z rozmachem, uporczywie przykrawając Innego do swych przesądów. Idea „dzikości” pozbawiona jest sensu, gdy chodzi o ludzkie kultury, odzwierciedla też pewną ułomność: niezdolność owej cywilizacji do zrozumienia kultur opartych na wyobraźni. Gdyż jest cywilizacją ciasno ograniczonej realności. Tyle że dyktat logiki, racjonalności, braku marzeń i magii grozi jej uduszeniem. Fakt, że psychoanaliza pojawiła się na Zachodzie, nie jest czystym przypadkiem. Odtworzono wyobraźnię tam, gdzie była ona najbardziej zdławiona, właśnie wtedy, gdy stłumiono ją najmocniej: na pozytywistycznym, racjonalistycznym, ewolucjonistycznym Zachodzie XIX wieku. Prawdę mówiąc, Freud mógł być geniuszem tylko własnej kultury.

Świat wyobrażeń to „Inny ja”, ale też „Inny obcy”; to „pierwotny”, „dziki”, Indianin. A więc gdy myślimy, iż mamy do czynienia z cywilizowaniem, chodzi tylko o stłumienie dokonane przez wszechmocny autorytet, który przedkłada jeden model bycia i myślenia nad wszystkie inne możliwe. Ale ten autorytet zasadza się jedynie na sile racjonalnych uzasadnień (przekonaniu, że cywilizacja to postęp i szczęście), i to, co zostało stłumione, wypływa przez wszelkie możliwe szczeliny; gdyż, myśląc, że niszczymy i usuwamy, odpychamy jedynie, a istota, głębia, świadomość, że jest się innym, zostają nienaruszone.

Zamknęliśmy Indian w rezerwatach z wyraźnym zamiarem stopniowej ich integracji i asymilacji z kulturą dominującą. Pozornie, ale tylko pozornie, stali się tacy, jak sobie tego życzyliśmy: „zamerykanizowani”. Ale ich dusza pozostała indiańska; nawet gdyby chcieli, nie zrobiliby tego inaczej. Trzeba się więc pogodzić z paradoksem, że rezerwaty, na szczęście, były dla nich raczej zbawienne: pozwoliły im się zakonserwować. Przedziwny zwrot w historii! Indianom udało się przeżyć jedno z największych kulturobójczych przedsięwzięć, nie tylko dla siebie samych, ale także, aby zająć miejsce w historii ludzi, jak symptom, jak sygnał alarmujący białą cywilizację o groźbie, jaką stanowi, o smutnej perspektywie ludzkości.

Historia Ishi nie może nas nie obchodzić. Zaczyna się czytać książkę z ciekawością, kontynuuje z niedowierzaniem i kończy z goryczą. Trzeba ją czytać nie tylko jako przerażające świadectwo podboju Dzikiego Zachodu przez cywilizację białych, ale też jako prorocze przesłanie zaadresowane do śmiercionośnej cywilizacji, która zapomniała, że życie jest różnorodnością, a marzenie jest nieodłączną potrzebą człowieka. Ishi jest książką, która kwestionuje myśl pławiącą się z upodobaniem w tysiącu i jednej pokusie nowoczesności. Jest lekturą konieczną dla ludzkości zmierzającej powoli do ujednolicenia życia i myślenia w świecie pełnym niuansów, jak te, które odróżniają liść od liścia na tym samym drzewie.

Nadia Mohia, Débats et critiques in Theodora Kroeber, Ishi, Plon, Paryż 2002

Przekład: Zofia Kozimor

(Nadia Mohia jest antropologiem na uniwersytecie w Strasburgu.)

________________________

©Zofia Kozimor

 

 

 Powrót

Do góry